|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dark Angel
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 5:29, 08 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Rozdział 2
Furia
Policjanci stanęli przy barierkach, starając się zasłonić widok dziennikarzom, którzy krążyli jak sępy, z tym, że zamiast szponów i dziobów mieli mikrofony, kamery i aparaty, których flesze błyskały raz po razie w ciemności otaczającej wielki dom. Patrick i Laura powoli szli w kierunku czarnego vana, którym przyjechali agenci CBI. Widziała, co się dzieje, ale nie mogła go poganiać - to mogło mieć skutek przeciwny do zamierzonego. I tak cud, że w ogóle go stamtąd wyciągnęła. Czy on sobie zdaje sprawę z tego, gdzie jest i co się z nim dzieje? - myślała, patrząc na śmiertelnie bladą twarz i nieobecne, szklane oczy Jane'a.
Jeden z dziennikarzy zdołał przedrzeć się niemal do samych barierek.
- Panie Jane! - darł się rosły mężczyzna z wielkim aparatem na piersi i notatnikiem w ręku, zerkając między głowami policjantów. - Panie Jane!
- Jake! - krzyknęła Teresa. - Zabierz go albo spędzi noc w areszcie.
Nim się zorientowali, dziennikarz znalazł lukę w kordonie policjantów i podbiegł do Patricka. Błysnął mu fleszem po oczach.
- Panie Jane, czy to prawda, że Red John zabił Pana rodzinę?
Agentka Lisbon podskoczyła w miejscu, po czym natychmiast zaczęła biec w stronę nachalnego pismaka.
Jane stanął w miejscu. Pozostali dziennikarze zwęszyli okazję. Kilkanaście metrów od niego błysnęło więcej fleszy, ruszyły kamery.
- Co pan czuje, panie Jane? - nie poddawał się mężczyzna. Błysnął fleszem jeszcze kilka razy.
Jane stał perfekcyjnie nieruchomo. Był tak blady, że w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud nie odróżniałby się niczym od modeli. Przez ułamek sekundy jego mózg odtworzył to, co zarejestrował w pokoju na górze, we własnym domu. Tyle wystarczyło. Lisbon była tylko kilka metrów od nich, gdy Jane rzucił się na dziennikarza w przypływie niepohamowanej wściekłości
- Ty skurwysynu! - dwoma ciosami zmasakrował mu twarz. Mężczyzna przewrócił się, a Patrick wykorzystał to i kopnął w kosztowną lustrzankę, zawieszoną na jego szyi. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. - Ty pieprzony skurwysynu!
Ukląkł i chciał dalej walić w półprzytomnego intruza jak w prywatny worek treningowy, ale dobiegła do niego Teresa i przy pomocy Laury odciągnęła go na bok. Po chwili było przy nich mnóstwo policjantów. Rigsby i Cho pomogli zaciągnąć wyrywającego się Patricka do vana. Musieli mu założyć kajdanki - Laura bowiem była bezsilna, choć próbowała wszystkich możliwych i niemożliwych metod perswazji. Teresa patrzyła zdumiona na skutego Jane'a - przecież słynął on z łagodności i uprzejmości. "Pierwszy dżentelmen szklanego ekranu" - jak ochrzcił go jeden z brukowców. No to teraz będą mieli dżentelmena - pomyślała cierpko, patrząc na tłum za barierkami. Medycy zajęli się cierpiącym dziennikarzem. Nie żałowała go wcale. Kretyn. Zasłużył. Mało tego, z przyjemnością zabierze go za kratki na ile się da za to, że nie wykonywał poleceń policjantów.
Jej uwagę odwrócił tępy dźwięk, dobiegający z vana. To Jane tłukł głową w boczną szybę.
- Matko jedyna, zabierzmy go stąd - wyszeptał Cho, patrząc na blondyna ze strachem. Nie o siebie się bał ani nie o samochód, to głowa Jane'a mogła ucierpieć w starciu z pancerną szybą.
- Lisbon? - Rigsby niemal szeptał - Ktoś musi prowadzić samochód, ja i Cho musimy go trzymać.
Teresa skinęła na Laurę. Wsiadły do vana, Teresa natychmiast odpaliła silnik, a Laura z twarzą zwróconą do tyłu usiłowała uspokoić Patricka. Gdy zobaczyła, że na nic jej praca, wyjęła komórkę i wykonała jeden krótki telefon.
- Skręć w prawo na następnym skrzyżowaniu - powiedziała tylko, i z powrotem zajęła się miotającym się z tyłu mężczyzną, któremu dwóch policjantów z trudem dawało radę. Widziała już parę podobnych przypadków, ale nigdy nie spotkała się z aż taką furią.
- Czy jedziemy tam, gdzie myślę, że jedziemy? - zapytała Teresa.
Jedyne potwierdzenie, jakie otrzymała, to skinienie głowy policjantki, wychwycone we wstecznym lusterku. Szpital psychiatryczny.
Nagle zrobiło jej się go żal. Wcześniej miał wszystko: sławę, pieniądze, żonę, którą kochał ze wzajemnością i dziecko. Tak, agentka Lisbon wiedziała o nim to i owo, wszak czytywała gazety. A teraz? Przeszedł ją dreszcz. Odgoniła koszmarną scenę z jego sypialni sprzed oczu, koncentrując się na drodze. Musi odstawić tam tego biedaka, zanim rozwali sobie o coś głowę. Niech go uśpią. Niech tak nie cierpi. Jego twarz migała jej w lusterku, słyszała wściekłe sapanie Rigsby'ego, gdy starał się go trzymać w miejscu. W oddali widziała już światła budynku. Przyspieszyła i po chwili z pewną ulgą wjechała na podjazd dla karetek.
Lekarze i sanitariusze już czekali. Szybko podali Patrickowi środek uspokajający, a gdy przestał się rzucać, Cho sprawnie zdjął mu kajdanki. Położyli go na noszach i przypięli pasami. Dwóch rosłych mężczyzn chwyciło nosze i poszło z nimi w głąb szpitala. Obok nich szedł starszy lekarz i młoda dziewczyna, zapewne praktykantka - Patrick był otoczony na noszach, ale leżał odurzony i nie sprawiał problemów. Gdy zniknęli, Teresa szybko przedstawiła wszystkich dyżurnej pielęgniarce. Odesłała podwładnych do posiadłości Jane'a, by dopilnowali porządku i kazała im wysłać radiowóz do szpitala, by je odebrał. Musiały bowiem zostać i zreferować sprawę lekarzowi dyżurnemu, a także podpisać dokumenty. Zapowiadałam się bezsenna noc, więc obie z zadowoleniem przyjęły propozycję wypicia kawy w czasie, gdy doktor Lead badał Patricka. Siedziały bez słowa w jego gabinecie. Laura kręciła z niedowierzaniem głową.
- Ja pierdolę. Ale koszmar... - wyszeptała w końcu.
Po chwili zarumieniła się i przeprosiła agentkę Lisbon za swoje słownictwo.
- Nie szkodzi - powiedziała Teresa. - Zanim trafiłam do CBI, też się tak wyrażałam.
- Przeszło wraz z promocją? - policjantka zdobyła się na nieśmiały żart, a w duszy pomyślała: Niemożliwe! Ta dobrze ułożona, poprawna pod każdym względem kobieta?
- Nie - Lisbon uśmiechnęła się słabo. - Nie wytrzymywałam konkurencji z szefem i dałam sobie spokój. Teraz odgrywam dobrego glinę.
Obie roześmiały się cicho i po chwili umilkły.
- Ale masz rację - dodała dopijając kawę. - Pierdolony koszmar.
EDIT: trzeba było jedną rzecz poprawić. Nie wychwyciłam tego nad ranem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Dark Angel dnia Czw 3:00, 26 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Eithne
Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:13, 08 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Miło, miło... Podoba mi się, a szczególnie końcówka. Odkrywamy inną twarz Lisbon? ^^
Pisz, pisz DA... Wychodzi ci naprawdę genialnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BuTtErfly...?.!
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:26, 08 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Biedny Patryś... ciekawa Lisbon...
DA ale ci wychodzi ten fik
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anka
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:32, 09 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
DA, ja jestem pod wrażeniem! Aż mnie ciarki przeszły, jak sobie wyobraziłam Patrysia tłukącego głową w ten samochód, brrr
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dark Angel
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 3:34, 13 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Rozdział 3
Przejdzie mu
Po niecałym kwadransie usłyszały szybkie kroki. Lekarz wszedł do gabinetu, trzymając pod pachą cienką białą teczkę i od razu chwycił za herbatę, zostawioną dla niego przez pielęgniarkę. Kobiety spojrzały po sobie ze zrozumieniem - wiedziały, że gdy tylko wyjdą, psychiatra położy się z powrotem spać.
- Musiałem mu po badaniu podać lek usypiający. Strasznie się miotał.
Lisbon zawahała się.
- Czy to mu zostanie?
Lekarz uśmiechnął się pobłażliwie. Co prawda furia Jane'a jakościowo była poważna, ale po dłuższym zastanowieniu doszedł do wniosku, że jako reakcja na śmierć bliskich rodzajowo nie odbiegała od tego, co już widywał.
- Przejdzie mu. Będzie musiał wziąć się w garść i zorganizować pogrzeb. To z reguły otrzeźwia z szaleństwa. Nie będzie mu wesoło, ale przynajmniej nie będzie dybał na swoje i cudze życie. To znaczy... - zawiesił głos i zmarszczył brwi. - ..co do zasady nie będzie dybał.
Teresa wyczuła, że ostatnie słowa psychiatra wypowiedział ostrożnie, ważąc każde z nich.
- Racja - Laura uśmiechnęła się słabo.
- Czy mogę panie prosić o opis zdarzenia?
Wyjął z teczki kartkę papieru, wziął długopis z kieszeni i spojrzał na nie pytająco. Gdy mówiły na zmianę, notował i kiwał głową. Skończyli, kobiety dopiły kawę i podniosły się z miejsc, tłumacząc się obowiązkami. Laura miała zamiar napisać raport, zrobić planowany od dawna porządek w kartotece i wrócić do domu, a Teresa musiała wrócić do domu Patricka i sprawdzić, czy wszystko zostało zrobione. Gdy wyszły ze szpitala, radiowóz już czekał. Lisbon dała lekarzowi wizytówkę i poprosiła, by poinformował ją o stanie Jane'a, gdy tylko zbada go po obudzeniu. Uścisnęli sobie dłonie, lekarz wrócił - zgodnie z przewidywaniami - na kozetkę, a samochód pomknął pod posiadłość Jane'a, wcześniej podjeżdżając pod komisariat, w którym pracowała Laura. Wysiadając, rzuciła agentce życzenie powodzenia i zniknęła w drzwiach białego budynku, zanim radiowóz zdążył ruszyć.
Lisbon marzyła o kolejnej kawie. A dokładniej: o czwartej kawie. Była siódma rano, a ona nie przespała ani minuty. Psychiatra nie dzwonił. Gdy wreszcie skończyli zabezpieczać dom Jane'a, z ulgą przyjęła ofertę odwiezienia do mieszkania. Obiecała podwładnym być w biurze przed czternastą i pozwoliła im dzwonić tylko w razie potrzeby. Musiała się przespać choć trochę, by myśleć trzeźwo. Ba, by w ogóle myśleć.
Podziękowała policjantowi, który ją odwiózł, szybko otworzyła drzwi wejściowe, pokonała schody i po chwili była u siebie. Szybko zrzuciła ubranie i weszła pod prysznic. Ciepła woda zmyła z niej stres i zmęczenie. Machnęła na rozrzucone w nieładzie rzeczy, narzuciła nocną koszulę i zanim zniknęła pod kołdrą, zamknęła żaluzje i nastawiła budzik na wpół do pierwszej. Leżała chwilę z zamkniętymi oczami, po czym wysunęła rękę spod kołdry, chwyciła budzik i przesunęła alarm na pierwszą. Najwyżej zje coś w pracy.
Telefon obudził ją o jedenastej. Doktor (o zupełnie nic jej nie mówiącym nazwisku) ze szpitala psychiatrycznego poinformował ją, że Patrick Jane obudził się i jest zupełnie spokojny, w związku z czym jeśli przez następne sześć godzin nie będzie sprawiał żadnych problemów, zostanie wypisany. Rozłączył się, zanim mu podziękowała, więc znów zakopała się pod kołdrą. W końcu miała jeszcze przed sobą dwie godziny i zamierzała je wykorzystać w jedyny właściwy sposób.
Gdy zadzwonił budzik, miała ochotę rzucić nim o ścianę, ale opanowała się i wyłączyła go w normalny sposób, choć nieco zbyt energicznie. Wstała, ubrała się, sprzątnęła rozrzucone rankiem w łazience ubranie i pojechała do biura. Cho już tam był. I to od dwóch godzin, jak wskazywała księga wejść i wyjść. Ten człowiek jest niezniszczalny - pomyślała. - Ile by nie spał, zawsze wygląda, jakby był wypoczęty i w najlepszej formie.
- Dzień dobry - Rigsby wszedł z trzema kubkami kawy i pączkami na tacy. - Mógłbym według ciebie ustawiać zegarek, agentko Lisbon.
- Dzięki - Teresa wzięła jeden z kubków z parującym, aromatycznym płynem i pączka z kremem. Umierała z głodu.
- Co z Janem? - Cho patrzył wyczekująco, aż szefowa przełknie ugryziony przed chwilą spory kęs.
- Lekarz jakoś-mu-tam twierdzi, że dobrze, i że są szanse na wypisanie go dzisiaj. Ponoć to tylko jednorazowe załamanie.
- Oby. Będzie nam potrzebny. Jego zeznanie może być kluczowe. Może coś zauważył, czego my nie wychwyciliśmy... Słyszałem, że to łebski gość.
- Ja słyszałam, że robi za medium w telewizji i w ten sam sposób zarabia na życie - Lisbon powiedziała sucho.
- Sceptyczna to mało powiedziane - zaśmiał się Rigsby. Zawsze go nieco bawiło, jak twardo po ziemi stąpała Teresa. Żadnych szaleństw, żadnych odstępstw od reguł.
- Cho, zadzwoń do szpitala koło piątej i spytaj, co z Patrickiem.
- Załatwione. Coś jeszcze?
- Nic... czekamy na analizę dowodów. Laboratorium pracuje pełną parą. Jane nie ma sąsiadów, nie zgłosił się nikt, kto by widział jakikolwiek samochód jadący do lub z jego posiadłości...
- ...a co zamierzasz zrobić z tym? - Cho podał jej trzy gazety. Z okładki każdej z nich tytuły krzyczały wielkimi literami w podobny deseń: "Rodzina znanego medium zamordowana przez Red Johna". I zdjęcia. Dom otoczony taśmą, Patrick prowadzony do samochodu. Patrick powalający dziennikarza, wymierzający ciosy. Lisbon skrzywiła się. Nic nie denerwowało jej bardziej niż brukowce.
Tuż po siedemnastej doktor Lead wrócił do pracy, zbadał Jane'a i polecił go wypuścić. Nic się nie działo, a szczupły blondyn był znów dystyngowanym, uprzejmym mężczyzną, jakiego widywał w telewizji. Dał mu parę wizytówek, w tym swoją własną, obiecując pomoc o każdej porze dnia i nocy, i odprowadził go aż do wyjścia. Jane wsiadł do taksówki i kazał się zawieźć pod dom. Ustawiony na warcie policjant uprzejmie, acz stanowczo powiedział mu, że nie wpuściłby go na miejsce zbrodni nawet gdyby był samym Bogiem, a nie tylko właścicielem budynku. Patrick wrócił do taksówki.
- Niech mnie pan zawiezie do jakiegoś przyzwoitego hotelu.
- Którego.
- Obojętne.
Dwadzieścia minut później wysiadł pod czterogwiazdkowym "Imperatorem", zapłacił taksówkarzowi, zabraniając wydawać resztę, i poszedł prosto do recepcji.
- Chciałbym wynająć jednoosobowy pokój.
- Na jak długo?
- Nie mam pojęcia.
- Nazwisko? - recepcjonista dopiero teraz podniósł wzrok i przyjrzał się gościowi. Zbladł i bez dalszych pytań wprowadził dane do komputera. Podał Patrickowi kartę magnetyczną. - Pokój numer 382, 240 dolarów za noc.
Jane wziął kartę i ruszył do windy. Po chwili zawrócił, położył na blacie studolarowy banknot i powiedział:
- Żadnych wizyt. Żadnych dziennikarzy.
- Tak jest - recepcjonista skinął głową i schował banknot do kieszeni.
Jane po raz drugi poszedł do windy. Tym razem wszedł do środka.
- Trzecie piętro poproszę.
Windziarz nie zbladł na jego widok. Patrick zauważył, że nie ma obrączki. Pewnie woli mecz baseballa od łzawych programów z medium w roli głównej i brukowców. - przemknęło mu przez głowę z ulgą.
Dojechali błyskawicznie na trzecie piętro. Dał windziarzowi napiwek i poszedł odszukać swój pokój. Gdy zamknął za sobą drzwi, zrzucił marynarkę i położył się na wielkim, wygodnym łóżku. Starał się nie myśleć o niczym, ale mu nie wychodziło. Krwawe obrazy przemykały mu przed oczami, jeden po drugim. Wiedział, że CBI będzie chciało z nim porozmawiać. Ciekawe, ile im zajmie odszukanie mnie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anka
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 0:37, 14 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Myślałam, że Patrysia dłużej będą trzymać w psychiatryku. On coś za spokojny...
Genialnie piszesz DA, z niecierpliwością czekam na więcej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BuTtErfly...?.!
Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 59
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:22, 15 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Da super ale nie zdziwię się ze zanim go znajdą to jeszcze mu coś odbije
.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anka
Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:54, 13 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
3 miesiące dziś mijają od ostatniej części... DA napiszesz następną część dla nas? pliiiiis
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Dark Angel
Dołączył: 29 Paź 2008
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 10:49, 17 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
Wiem, wiem... Mam zaczętą, ale ledwo co daję radę z głównym fikiem, House'owym, a co dopiero tutaj. Chyba zmęczona jakaś jestem...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|